środa, 1 grudnia 2010

"Na Południe Od Granicy, Na Zachód Od Słońca" - Murakami po raz pierwszy....

Hajime od lat pielęgnuje w sobie wspomnienie Shimamoto, pierwszej ukochanej z okresu dzieciństwa, i porównuje do niej każdą napotkaną dziewczynę. Kiedy już jako dorosły mężczyzna spełniony w życiu osobistym i zawodowym przypadkowo spotyka Shimamoto, okazuje się, że dawna fascynacja przetrwała. Hajime decyduje się porzucić swą rodzinę i wykorzystać szansę daną mu przez los... 

 




Po książkę sięgnęłam pod wpływem achów i ochów 
tłumnie zewsząd napływających.
Dodatkowo opis książki:
„To piękna opowieść o niespełnionej miłości i pogoni za nieosiągalnym ideałem”.
Myślę sobie świetnie. Zupełnie jak moje życie. A że lubię na nie patrzeć z różnych perspektyw...
Zaczęłam więc czytać.
I czekałam.
I czekałam.
Po 100 stronach wciąż czekałam.
30 stron przed końcem ja nadal czekałam.
A na co?
Właściwie już sama nie wiem.
Chyba na jakiś wstrząs. Liczyłam na to, że książka poruszy mną jeśli nie do głębi to choć odrobinę.
Niestety nic takiego się nie stało.
Historia po prostu przeleciała mi przez palce.
Na dodatek Pan Murakami zdenerwował mnie zakończeniem, a raczej brakiem konkretnego zakończenia. Zdenerwowała mnie ta cholerna Shimamoto. Nagłe zniknięcie i zero wyjaśnienia z jej strony. A czekałam na nie równie niecierpliwie jak sam Hajime.
Zdenerwowała mnie również jego żona. Nie wiem czy ich kobiety są aż tak uległe czy aż tak głupie. Miłość miłością, ale są w końcu jakieś granice. A może to ja czegoś tu nie rozumiem?
Książka napisana językiem bardzo prostym, czasem wręcz nijakim.
Żeby jednak nie było, że jestem uprzedzona.
Dam Panu Murakamiemu szansę jako, że czekają na mnie jeszcze dwie jego książki.
Póki co mała przerwa.
Muszę się nastroić :)